Hej, mangozjeby!
Korzystając z okazji, że obecny sezon zima 2017 nie przedstawia się w ogóle za dobrze i spoko amino można zliczyć na palcach jednej, no może półtorej, ręki, co oznacza mało roboty przy pisaniu, zdecydowałam się przedstawić 5 serii, którym do tej pory udało się mnie kupić. Spokojnie, jako szanujący się hejter za dużo dobrego o nich mówić mi nie wypada, więc raczej nie przesłodzę. Zdecydowałam się nie uwzględniać żadnych kontynuacji sezonów wcześniejszych, ze względu na to, że chyba tylko Ao No Exorcist i Super Lovers zdarzyło mi się faktycznie widzieć, a z np. Tales of Zestiria the X czy Kono Subarashii Sekai ni Shukufuku wo! dłuższego tytułu nie było co nie miałam wcześniej do czynienia (kiedyś nadrobię oczywiście). Kolejność przypadkowa!
1. Kobayashi-san Chi no Maid Dragon
Znacie to uczucie, kiedy kac morderca atakuje i z samego rana dowiadujecie się, że poprzedniego wieczoru, będąc w stanie całkiem nietrzeźwym, zaprosiliście do domu smoka? Spokojnie, nie jesteście sami, dużo osób robi głupie rzeczy pod wpływem, szczególnie główna bohaterka Kobayashi-san Chi no Maid Dragon imieniem Kobayashi. Jako odpowiedzialny dorosły, bierze jednak na klatę konsekwencje swoich pijackich wyczynów - ku uciesze swojego kumpla z pracy, z którym jako mangozjeby życiowe przegrywy otaku lubią mówić o pokojówkach, a właśnie pokojówką przygarnięta przez bohaterkę smoczyca zostaje.
Muszę przyznać, że z początku tytuł całkowicie olałam, bo 1) nie lubię komedii, 2) nie lubię komedii, 3) nie lubię komedii i wychodzi na to, że jednak, no, lubię komedie. Ciekawi mnie ta nieco mroczniejsza część fabuły dotycząca przeszłości kochanej Tohru, czyli smoczycy-pokojówki, która już w pierwszym (czy drugim?) odcinku zaczęła pod koniec wychodzić i momentami w urywkach rozmów powraca. Bardzo też spodobała mi się sama Kobayashi, która jest świetnym przedstawieniem stereotypowego informatyka będącegospierdoliną życiową wręcz obojniakiem emocjonalnym, wieczorami pochłaniajacym litry piwa, co wychodzi w serii w uroczy sposób. Graficznie amino miłe dla oka, muzycznie... cóż, no nie zachwyca, chociaż też nie jest w żaden sposób złe, po prostu zarówno opening, jak i ending giną w tłumie, a muzyka w tle nie rzuciła mi się też za bardzo w uszy.
Muszę przyznać, że z początku tytuł całkowicie olałam, bo 1) nie lubię komedii, 2) nie lubię komedii, 3) nie lubię komedii i wychodzi na to, że jednak, no, lubię komedie. Ciekawi mnie ta nieco mroczniejsza część fabuły dotycząca przeszłości kochanej Tohru, czyli smoczycy-pokojówki, która już w pierwszym (czy drugim?) odcinku zaczęła pod koniec wychodzić i momentami w urywkach rozmów powraca. Bardzo też spodobała mi się sama Kobayashi, która jest świetnym przedstawieniem stereotypowego informatyka będącego
2. Youjo Senki
Każdy przeżywał kiedyś okres buntu młodzieńczego i nie chodził do kościoła, mimo że rodzice prosili, błagali, czy straszyli egzorcyzmami. Główna bohaterka Youjo Senki, Tanya Degurechaff, której w poprzednim życiu zdarzyło się być mężczyzną (transpropaganda!!!111oneone), przechodzi dokładnie taki okres, co widocznie działa na nerwy pseudo-bogowi zarzekającemu się, że przecież on naprawdę istnieje. Zamiast jak inni palić, pić czy brać narkotyki, aby zapomnieć o szarym świecie, niezadowolona z ponownego zesłania na ziemski padół bohaterka odreagowuje, zabijając ludzi na prawo i lewo przynajmniej jest oryginalna, ja nie oceniam, wcześniej jednak modląc się do pseudo-boga, ażeby pocisk trafił w cel to tak jakby być ateistą, ale chodzić do kościoła, bo mama każe.
Youjo Senki było tytułem, na który czekałam z równie wielką niecierpliwością jak na Ao no Exorcist 2. Jak na razie - nie dało mi powodu do zawodu, upartość i zagorzałość w swoich poglądach głównej bohaterki bardzo plusują, mała dziewczynka w końcu musi mieć przysłowiowe jaja, żeby odważnie negować istnienie siły wyższej, którą ma dosłownie przed oczami. Z początku obawiałam się co prawda, że spotka to amino taki sam los, jak przy Shuumatsu no Izetta, gdzie niestety rzuciłam serię w połowie (w sumie to nadal czekam, aż coś tu zepsują, bo nie lubię amino, które lubię, taki paradoks - nie mam wtedy do czego się przyczepić). Youjo Senki jest jednak o wiele mroczniejsze, bardziej brutalne (zamiast ładnej, słodkiej czarownicy mamy psychotyczną dziewczynkę) i przede wszystkim nikt nie lata na karabinach maszynowych (tak, miałam z tym problem przy Izettcie). Oprawa muzyczna nie zawodzi, opening i ending kocham, serio, są świetne; od strony graficznej mam bul dupy o jakieś pomylone proporcje między wielkością oczu a twarzy u jednej z pobocznych bohaterek.
3. Masamune-kun no Revenge
Masamune-kun no Revenge opowiada o licealiście, Makabe Masamune, który przechodzi transformację z małego, słodkiego grubaska wyśmiewanego przez innych w egocentrycznego i samolubnego wysportowanego, młodego boga. Postanawia zemścić się na swojej pierwszej miłości, Aki Adagaki, za złamanie mu serduszka - planuje rozkochać ją w sobie kupując jej kilogramy żarcia, a potem z premedytacją godną prawdziwego badboya rzucić, w czym pomaga mu mająca bul dupy przyjaciółka Aki.
Seria błyskotliwością nie grzeszy, chociaż kreacja głównego bohatera akurat mi się spodobała, ponieważ nie zliczę, ile razy musiałam się zastanawiać, czy to, co mówi i robi, to faktycznie tylko gra pozorów, aby zemścić się na Aki, czy może jednak zaczynają budzić się w nim jakieś bardziej ludzkie uczucia. O ile naprawdę nie przepadam za romansami i trudno mi się za jakikolwiek zabrać, to postanowiłam, że przeboleję i dam Masamune-kun no Revenge szansę. Zapewne na tle wielu innych amino z gatunku nie wypada jakoś mega szczególnie, z typowym humorem i przewidywalnymi zachowaniami bohaterów, ale sam fakt, że jakiemukolwiek romansowi udało się mnie przy sobie zatrzymać, świadczy, że zły (albo aż tak zły) nie jest. Graficznie bardzo ładnie wykonane amino, chociaż porównując je z innymi na liście, uplasowałoby się raczej w środku. Opening i ending... były tak nijakie, że nawet ich chyba nie pamiętam za dobrze.
4. Kuzu no Honkai
W Kuzu no Honkai bohaterów można sklasyfikować jako sukowatych i bardziej sukowatych, z główną bohaterką, Hanabi Yasuraoką, należącą do kategorii pierwszej (chociaż ma predyspozycje i do drugiej, nie powiem). Celem każdego jest tam wskoczenie do łóżka z kimkolwiek tylko można, żeby zapomnieć o niespełnionej miłości: do brata to niby kazirodztwo ale jednak nie, do przyjaciółki to na pewno homoseksualizm, do nauczycielki tym to zainteresuje się prokuratura. W myśl tej dewizy główna bohatera wchodzi w udawany związek z równie nieszczęśliwie jak ona zakochanym chłopakiem.
Nie wiem, gdzie ja byłam, co robiłam i o czym myślałam, że jakoś ominęła mnie ta pozycja w zapowiedziach sezonowych. Kuzu no Honkai miało mnie od pierwszych sekund, najpierw przez świetną kreskę, a potem fabułę i kreację bohaterów (swoją drogą, postacie są bardzo wierne tytułowi, który dosłownie na januszowy można przetłumaczyć jako Życzenie łajdaka). Nie jestem fanem szkolnych romansów wymieszanych z komedią, bardziej lubię takie właśnie poważniejsze klimaty i to amino idealnie trafiło w mój gust, aż sięgnęłam po mangę.
5. ACCA: 13-ku Kansatsu-ka
ACCA: 13-ku Kansatsu-ka opowiada o podzielonym na 13 autonomicznych dystryktów państwie w kształcie kury domowej to nie jest sarkazm wbrew pozorom, z głównym bohaterem mającym naprawdę widoczny i poważny problem z uzależnieniem od papierosów. Jean Otus, bo tak ma na imię ten osobliwy producent smogu palacz, sprawuje nadzór nad poszczególnymi oddziałami organizacji zwanej ACCA, która kontroluje cały kraj, będąc przy tym podejrzewanym o mhroczne plany zamachu stanu - zapewne, żeby obalić zakaz sprzedaży wyrobów tytoniowych, bo to byłoby bardzo w jego stylu.
Za ACCA: 13-ku Kansatsu-ka wzięłam się dosyć późno, chociaż od samego początku obecnego sezonu górowało na mojej liście amino do obejrzenia. Mam słabość do serii, jakbym je określiła, nie-animcowych, które zamiast na magicznych stworzonkach, magii czy ogółem fantasy skupiają się na motywach politycznych. Klimatem podobny do 91Days, tytuł rozbudził we mnie wysokie oczekiwania i mogę stwierdzić, że na dzień dzisiejszy prezentuje się dosyć najs, chociaż powolny rozwój akcji w pierwszych odcinkach trochę męczy i mam nadzieję, że coś przyspieszy. Urzekło mnie ukazanie różnic pomiędzy dystryktami oraz subtelne, widoczne już chyba w pierwszym odcinku sugestie, że jednak obecny w świecie przedstawionym ustrój nie jest tak dobry, jak to władze się zarzekają - indoktrynacja od najmłodszych lat, izolacja dystryktów, zacofanie w imię "tradycji", czy nawet szok i niedowierzanie na widok papierosa. Kreska należy do typu animacji, który wręcz uwielbiam, zakochałam się od razu, serio, a muzycznie - również perełka, zdecydowanie jeden z lepszych openingów tego sezonu.
Oprócz przedstawionych 5 serii oczywiście oglądam w tym sezonie również inne: Fuuka, Ao No Exorcist 2, Akiba's Trip, Little Witch Academia, Urara Meichirou i Seiren, między innymi. Przy części z nich załamuję ręce i nogi - szczególnie nie rozumiem fenomenu Fuuki, która wydaje się być dosyć popularna - ale z kolei z innych jestem jak na razie zadowolona. Pewnie do czasu zakończenia tego sezonu zacznę jeszcze parę innych (koniecznie KonoSuba), ale jak na razie tak się moja lista przedstawia. Zdecydowanie oimi faworytami się Youjo Senki i ACCA: 13-ku Kansatsu-ka, a biorąc pod uwagę też niewymienione na liście - Ao No Exorcist 2.
To byłoby na tyle ode mnie w dzisiejszym poście, mam nadzieję, że lista się spodobała, ale też nie była zbyt przewidywalna. W najbliższej przyszłości planowałam przygotować recenzję jednej z ostatnio wydanych mang od kochanego Waneko, a na początku marca wrzucę relację z Bykonu. Możecie podrzucić swoim znajomkom otaczkom link do tego badziewnego bloga, taka chamska reklama, dla zachowania pozorów przekreślona.
See ya!
Ed the mangozjeb