Cześć, otaczki!
mangozjeb zacznie swoją hejterską recenzencką karierę od tytułu, który znienacka pojawił się w sezonie jesiennym tamtego roku i zdołał wstrząsnąć społecznością amino na wiele różnych sposobów, wzbudzając zarówno zachwyt, jak i hejt, dodatkowo nasilony po jakże znakomitych Anime Awards 2016 (Crunchyroll). Ostatni odcinek wyemitowano parę dni przed świętami, więc nieco ponad miesiąc temu i wydaje mi się, że temat zdążył już w miarę ucichnąć, ale ja uwielbiam fandomowe gównoburze i nie mogę nie napisać o tej właśnie serii: Yuri!!! On ICE.
Yuri!!! On ICE śledziłam od dnia emisji pierwszego odcinka i serio, środy na zawsze będą mi się kojarzyć z gejami na lodzie. Nie mogę za bardzo powiedzieć, czy seria gromadziła hejterów już wtedy, bo nie zwracałam na to uwagi i nie było to chyba aż tak widoczne, szczególnie do czasu nominacji do Anime Awards 2016. Za to z ręką na sercu odważę się stwierdzić, że fanów miała, oj, i to ile miała! Fandom naprawdę szybko rozrósł się do dużych rozmiarów, z przewagą płci pięknej oczywiście, ale dawało się zauważyć tam też mężczyzn. Przyznać wręcz trzeba: hype był, ale czy podstawnie?
[także, ten tego. no.]
Fabularnie seria nie prezentuje się szczególnie nadzwyczajnie, jak to przy sportówkach zresztą bywa. Japoński łyżwiarz figurowy, Yuuri Katsuki, zalicza wielki fail na Grand Prix, co skłania go do refleksji nad całkowitą rezygnacją ze sportu; ma więc chłopak problem, jakby już jego niska samoocena i brak pewności siebie dostatecznie nie utrudniały mu życia. Oczywiście, każdy sportowy protagonista jest ostrym fanboyem, a obiektem westchnień naszego japońskiego przegrywa życiowego jest wielki, niezwyciężony, rosyjski bóg łyżwiarstwa figurowego - Viktor Nikiforov. Tyle, że ambicje Yuuriego sięgają dalej niż czytanie ficzków ze swoim kraszem, marzy mu się rywalizować z nim na tym samym poziomie. Z braku oryginalności chłopak kopiuje choreografię swojego idola, co zaraz trafia do sieci dzięki trzem młodym niewiastom, i niedługo potem nie kto inny, ale sam Viktor przybywa, aby zostać trenerem Yuuri'ego. Od tego momentu cała seria przedstawia się mniej więcej w ten sposób:
Yuuri idzie na zawody → Yuuri ogląda (albo i nie) kolejne pięć występów rywali → Yuuri wpada w depresję → Viktor pociesza Yuuriego → Yuuri występuje → Yuuri i tak zalicza fail
Jesteśmy również uraczeni gamą dosyć typowych bohaterów: mamy tu załamanego grubaska, rosyjskiego jezusa, wiecznie wkurzonego dzieciaka, uzależnionego od internetu no-life'a, niewyżytego seksualnie zboczeńca, przesadnego egocentryka, badboya na motocyklu i najbardziej oryginalną kolorową papugę. O ile może to odrzucać z początku, to warto zwrócić uwagę na przemianę postaci - i wbrew pozorom nie chodzi mi o to, że pod koniec serii główny bohater to słownikowa definicja słowa daddy - ponieważ w naprawdę spoko sposób wszyscy wpływają na siebie nawzajem (mniej lub bardziej). Świetnym przykładem będzie tu chyba Yuri Plisetsky, który wreszcie ma przyjaciela mimo swojej typowo dziecięcej niestabilności emocjonalnej i nieuzasadnionych wybuchów złości, pod wpływem obecności swojego japońskiego imiennika, a także wkurwu na rosyjskiego jezusa prawdopodobnie nadal chowanej urazy w stosunku do Viktora, jest jeszcze bardziej zdeterminowany, aby wygrać, ale w ostatnim odcinku można zauważyć, że robi to bardziej dla nich obydwojga, niż dla samego siebie, poza tym jest troszkę bardziej zrównoważony i zaczyna doceniać ludzi ze swojego otoczenia. Oczywiście nie zamierzam olewać zmian w charakterze głównego bohatera - nadal ma niską samoocenę i nie wierzy w swoje umiejętności, ale zdarza mu się to zdecydowanie rzadziej (warto zaznaczyć, że nie trudno w amino/mango znaleźć setki postaci, które z dnia na dzień zmieniają się diametralnie i aż za bardzo, chciałoby się powiedzieć), szczególnie na lodowisku, gdzie bywa nawet czasami arogancki, zaczepliwy i samolubny, potrafi też szybko opanować panikę po złym skoku/upadku. Mimo to, nie wszystko poszło tak fajnie, bo niestety nagromadzenie postaci sprawia, że ani nie idzie się na ich historii skupić, ani nie są one za bardzo interesujące czy "głębsze", a czasami w ogóle nic o nich nie wiemy (momentami muszę się nawet dłużej zastanowić nad ich imionami). Poza tym, wszyscy mają ode mnie plus za bycie uzależnionym od stron społecznościowych i wściekanie się na słabą jakość streamów internetowych.
W temacie animacji pozwolę mówić serii samej za siebie:
[też mogę tylko rozłożyć ręce na ten widok] |
Muzycznie seria wypadła całkiem dobrze, a wrażenie robi ilość oryginalnych soundtracków do występów zawodników, gdzie można znaleźć i szybkie, upbeat'owe tony, ale też spokojne utwory. Opening zrobił wrażenie, chociaż nie szczególnie duże - można słuchać, ale też i porządnie się tym znudzić, a jeżeli konfrontować go z innymi openingami tamtegorocznych amino, to wyszedł całkiem normalnie i bez szału, chociaż jeżeli chodzi o tekst, to całkiem spoko. Ending, o wiele bardziej energiczny, zdecydowanie przypadł mi do gustu i czasami aż na niego czekałam (akcja potrafiła momentami zanudzać).
fabuła: 7/10
bohaterowie: 7/10
grafika: 7,5-8/10
muzyka: 8/10
ogólna: 7,5/10
Yuri!!! On ICE zdecydowanie nie wypada źle, okropnie czy beznadziejnie, a całkiem dobrze, to dosyć przyjemna seria pod względem graficznym i muzycznym, a także niewymagająca, jeżeli chodzi o fabułę i bohaterów. Ma dosyć mało wad, ale z drugiej strony nie ma w niej nic na tyle szczególnego, aby piać z zachwytu. Jako sportówka sama w sobie myślę, że też jest całkiem neutralna, chociaż profesjonalizm bohaterów zdecydowanie odróżnia ją od serii o jakichkolwiek energicznych licealistach - i to na plus. Nie można też zaprzeczyć, że popularność, jaką zdobyła, to jednak w pewnej części wątek miłosny, ale ma też do zaoferowania o wiele więcej i nie należy wszystkiego przypisywać
Mimo to, nie trudno mi zrozumieć hejt (ale nie mówię, że jest on w jakikolwiek sposób zasłużony), który na ten tytuł spłynął, szczególnie po wspomnianych wcześniej Anime Awards 2016, gdzie wygrał w sześciu kategoriach: seria pojawiła się dopiero pod koniec roku, szybko zaczęto ją kategoryzować jako yaoi (chociaż yaoi nie jest chociażby w najmniejszym stopniu) i ma ogromny fandom